Tytuł:Piorun kulisty
Autor: Liu Cixin
Wydawnictwo: Rebis
Język:polski
Język oryginału: chiński/angielski
Tłumacz: Andrzej Jankowski/Joel Martinsen
Kupiłam w: Virtualo
Autor: Liu Cixin
Wydawnictwo: Rebis
Język:polski
Język oryginału: chiński/angielski
Tłumacz: Andrzej Jankowski/Joel Martinsen
Kupiłam w: Virtualo
Nad chińskim science-fiction w wykonaniu Liu Cixina zachwycałam się już w notce o trylogii „Wspomnienie o przyszłości Ziemi”. I tam też zanotowałam, że z dwuetapowego tłumaczenia (chiński na angielski a angielski na polski) mogą wyniknąć problemy. Jednak z racji braku znajomości chińskiego nie spodziewałam się, że mogę być w stanie zauważyć jakiś, powstały w ten sposób, błąd. A jednak. Przy czytaniu „Pioruna kulistego”, również przetłumaczonego dwuetapowo, natrafiłam na zdanie, które aż uderzyło mnie swoją bzdurnością. Zacytuję tu jego końcową część:
„(…) jego wyrażenie matematyczne musiało być niewiarygodnie skomplikowane, tak jak proste reguły przesuwania czarnych i białych kostek w go, najbardziej skomplikowanej grze na świecie.”
Na pierwszy rzut oka wszystko w tym zdaniu wydaje się być w porządku. No chyba, że zna się reguły gry w go. A ja znam, więc czytanie tego prawie mnie fizycznie zabolało. Są tu aż dwa koszmarne błędy:
![]() |
Kamienie, nie kostki (zdjęcie jest w Wikipedii, ale mojego autorstwa, więc pozwalam sobie użyć go ponownie) |
Po pierwsze te „cusie”, którymi gra się w go, nazywa się nie „kostkami” ale „kamieniami”. Co więcej, są one okrągłe, więc nazwanie ich „kostkami” nie jest tylko problemem z brakiem znajomości goistycznej nomenklatury, ale jest po prostu błędne.
A po drugie, jeszcze większą zbrodnią przeciwko grze w go jest napisanie o ich przesuwaniu. W go kamienie się kładzie, ale nigdy nie przesuwa! Raz położony kamień, o ile nie zostanie zbity, zostaje na tym miejscu już do końca gry.
Nie jestem w stanie uwierzyć, że Chińczyk mógłby napisać coś tak niedorzecznego na temat go. Ta gra jest w Chinach tak dobrze znana jak w Europie szachy. A przecież nikt nie napisze: „Parł prosto naprzód, tak jak skoczek szachowy, który przecież nigdy nie skręca”. Nawet jeśli hipotetyczny autor nie grałby w szachy, to mniej więcej by się orientował, jak porusza się skoczek szachowy.
Z tego wniosek, że jest to potknięcie tłumacza. Nie znając oryginału ani tekstu pośredniego nie jestem w stanie powiedzieć, który tłumacz zawinił. Ale gdyby tłumaczenie było bezpośrednio z chińskiego prawdopodobieństwo takiej pomyłki było dużo mniejsze. Chociażby z tego względu, że tłumacze polsko-chińscy zazwyczaj są po sinologii i znają chińską kulturę.
Nieścisłości w tekście, wynikających prawdopodobnie z tłumaczenia, znalazłam więcej, choć nie były one już tak porażające. Np. w jednym zdaniu jest mowa, że piorun uderzył w śmigłowiec, a w kolejnym: „samolot został roztrzaskany…”. No to w końcu śmigłowiec czy samolot?
Najgorsze jest to, że nie mogę stwierdzić czy nie popełniono błędów w innych rzeczach, na których akurat się nie znam. To paskudne uczucie – że nie można ufać tłumaczowi albo autorowi – psuje całą przyjemność z czytania.
Żeby nie było, że tylko krytykuję – kilka pomysłów polskiego tłumacza, uważam za naprawdę udane: „broń gromowa”, „czipojady” itp. Ale to nie zadość czyni wyżej wymienionym błędom.
Rozpisałam się o tłumaczeniu, a co z samą książką? Nie zachwyciła mnie tak, jak „Problem trzech ciał”, ale nadal jest to świetna fantastyka naukowa. Żałuję, że przez te błędy nie mogłam rozkoszować się tą lekturą tak, jak na to zasłużyła.
e-book
Ponieważ jest to blog stricte o e-bookach, to zadecydowałam, że od teraz będą o każdej książce pisać, czy jej wersja elektroniczna została dobrze przygotowana.
W tym przypadku nie ma za bardzo o czym pisać, bo nie mam żadnych zastrzeżeń do e-booka. Brawa dla studnia Kaladan!
Nie jestem w stanie uwierzyć, że Chińczyk mógłby napisać coś tak niedorzecznego na temat go. Ta gra jest w Chinach tak dobrze znana jak w Europie szachy. A przecież nikt nie napisze: „Parł prosto naprzód, tak jak skoczek szachowy, który przecież nigdy nie skręca”. Nawet jeśli hipotetyczny autor nie grałby w szachy, to mniej więcej by się orientował, jak porusza się skoczek szachowy.
Z tego wniosek, że jest to potknięcie tłumacza. Nie znając oryginału ani tekstu pośredniego nie jestem w stanie powiedzieć, który tłumacz zawinił. Ale gdyby tłumaczenie było bezpośrednio z chińskiego prawdopodobieństwo takiej pomyłki było dużo mniejsze. Chociażby z tego względu, że tłumacze polsko-chińscy zazwyczaj są po sinologii i znają chińską kulturę.
Nieścisłości w tekście, wynikających prawdopodobnie z tłumaczenia, znalazłam więcej, choć nie były one już tak porażające. Np. w jednym zdaniu jest mowa, że piorun uderzył w śmigłowiec, a w kolejnym: „samolot został roztrzaskany…”. No to w końcu śmigłowiec czy samolot?
Najgorsze jest to, że nie mogę stwierdzić czy nie popełniono błędów w innych rzeczach, na których akurat się nie znam. To paskudne uczucie – że nie można ufać tłumaczowi albo autorowi – psuje całą przyjemność z czytania.
Żeby nie było, że tylko krytykuję – kilka pomysłów polskiego tłumacza, uważam za naprawdę udane: „broń gromowa”, „czipojady” itp. Ale to nie zadość czyni wyżej wymienionym błędom.
Rozpisałam się o tłumaczeniu, a co z samą książką? Nie zachwyciła mnie tak, jak „Problem trzech ciał”, ale nadal jest to świetna fantastyka naukowa. Żałuję, że przez te błędy nie mogłam rozkoszować się tą lekturą tak, jak na to zasłużyła.
e-book
Ponieważ jest to blog stricte o e-bookach, to zadecydowałam, że od teraz będą o każdej książce pisać, czy jej wersja elektroniczna została dobrze przygotowana.
W tym przypadku nie ma za bardzo o czym pisać, bo nie mam żadnych zastrzeżeń do e-booka. Brawa dla studnia Kaladan!
Komentarze
Prześlij komentarz